Dziś kolejny dzień trekkingowy. Postanowiliśmy udać się w
innym kierunku. Naszym celem jest polecana wioska Ta Phin.
Wstaliśmy 7:30, czyli standard. Następnie restauracja obok hotelu.
Po śniadaniu idziemy do najbliższego biura turystycznego zapytać o możliwość
zorganizowania wycieczki w dniu naszego wyjazdu. Czyli jutro, tak aby zakończyć
ją w Lao Cai, skąd mamy nocny pociąg do Hanoi. Pani zaproponowała nam trekking
do Ta Phin właśnie i przejazd samochodem do Lao Cai. Miała by to być wycieczka
zorganizowana specjalnie dla nas i koszt 58$/2os. Cena, ani cel nam jednak nie
odpowiadają. Wracamy więc do hotelu, szybkie pakowanie i w drogę. Dziś czeka
nas dłuższy szlak. Ponieważ zaczyna się on przy drodze wylotowej z Sapy
postanowiliśmy skorzystać z motobike -ów za 2 osoby płacimy 50tyś dong (2,5$). Zatrzymaliśmy
się u wylotu drogi. Dalej już chcemy iść pieszo. Obstąpił nas jednak spory tłum
terkoczących góralek z plemienia red dzao, które zadawały nam dziesiątki pytań
przekrzykując się nawzajem.
Z jakiego jesteś kraju, jak masz na imię, ile dni
jesteś w Sapa i najważniejsze, czy potrzebujesz przewodnika i czy chcesz coś kupić.
Bardzo trudno było pozbyć się pań. Nawet ignorancja nie pomagała. Najwytrwalsze
szły za nami kilkaset metrów. Pomogło dopiero zdecydowane i wykrzyczane przez
Aurelię „go away” i „are you crazy”. Wreszcie wolni maszerujemy asfaltową drogą
dnem doliny. Pogoda jest piękna rozglądamy się więc w poszukiwaniu
reklamowanych oszałamiających widoków. Widoki są, ale
wczoraj jednak były lepsze. Są słynne tarasy ryżowe, ale niewiele z nich jest
nawadnianych. Są z reguły szaro- zielone z gliniastą glebą. Poza tym nie ma możliwości
spoglądania na nie z góry.
jeszcze trochę poziomic ;)
jeszcze trochę poziomic ;)
jak w Hobbitonie :)
Skupiamy się więc na ludziach i przyrodzie.
pani szyła przed domem na świeżym powietrzu, praca i opalanie w jednym :)
Szczególnie sympatyczne są spotkania z dziećmi.
zaskoczył nas jasny kolor włosów dziewczynki
mijamy szkołę z której wybiegają tłumnie nam na spotkanie dzieciaki. Chcą mi wejść w obiektyw :)
oglądanie zdjęć to niezła zabawa dla nich
po drodze często mijamy świerki, a na nich wiele pajęczych sieci brr, Rafał w jedną wpadł :)
w momencie gdy zastanawialiśmy się dlaczego tu nie ma kóz zobaczyliśmy taki obrazek :)
w momencie gdy zastanawialiśmy się dlaczego tu nie ma kóz zobaczyliśmy taki obrazek :)
Po około 6km marszu drogą
osiągamy wioskę Ta Phin. Nie zrobiła na nas wrażenia. Wracamy więc starając się
zrobić małą pętelkę. Do Sapa docieramy busikiem, który zatrzymał się dla nas
przy drodze za 50tyś dong (2,5$) za 2
osoby.
Po trekingu czas na obiadek. Za fried rice with chicen &
vegetables płacimy 50 tyś dong (2,5$) za porcję do tego przepyszne cappucino i hot chocolate za 25 tyś
dong (1,2$) za filiżankę w naszej ulubionej restauracji :)
do każdego dania podają na małej miseczce sos sojowy
po lewej wejście do naszego hotelu, po prawej nasza restauracja z super kawą
W hotelu uregulowaliśmy rachunek za pokój i zamówiliśmy
busik do Lao Cai i tu kolejne zaskoczenie. Za busik zapłaciliśmy tylko 100tyś
dong (5$) za 2osoby. W porównaniu do 300tyś dong (15$) i to po stargowaniu z
400tyś dong (20$). Poczuliśmy się nieźle naciągnięci. Przezornie poprosiliśmy o
wypisanie rachunku.
Sapa do złudzenia przypomina Zakopane. Szczególnie ulica Cau
May pełna restauracyjek, migoczących reklam i sklepów z asortymentem North
Face. Ubrania i sprzęt trekkingowy stają się popularne wśród mieszkańców. Rozbawiła
nas góralka wyszywająca swoje szmatki na stopniach przed jednym z budynków,
która radziła sobie mimo ciemności świecąc nałożoną na głowę czołówką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz