Trochę trudne
do wyobrażenia sobie, ale już na miejscu. W Hanoi wstaliśmy o 6.00 rano szybko
kanapka, pakowanie i przed 7.00 poszliśmy
w kierunku busików na lotnisko. Musieliśmy trochę poczekać, aż zbierze się
komplet pasażerów, co chwilę ktoś wysiadał i szedł na taksówkę, nie mogąc
czekać dłużej. Było trochę nerwowo w końcu udało się i ruszyliśmy. Po 8.00
byliśmy na lotnisku i od razu poszliśmy po bilety. Poprosiliśmy panią żeby dała
nam miejsca z przodu samolotu, ponieważ w Moskwie czas na przesiadkę był
ok. godziny. W końcu czas bordingu się
zbliża 9.40 ustawiamy się przy wyznaczonej bramce nr 4. Kolejka jest długa i
szeroka i czekamy po ok. 20 minutach przed naszą bramką dochodzi do zamieszania
zjawia się wrzeszczący gość z ekipą, że tu go odesłali na samolot do Honk
Kongu, a na tablicy jest Moskwa. Po chwili nasza tablica zamigotała i nad
bramką znika nasz lot, a wyświetla się lot do Hong Kongu. Niezłe zamieszanie na
tablicach informacyjnych w głębi terminalu lot do Moskwy cały czas jest o 9,40
gate nr 4. Dezorientacja całkowita. Nie ma się kogo zapytać latam po wszystkich
bramkach i sprawdzam loty. Naszego nie ma. W końcu dorwaliśmy gościa z
Aeroflotu, który poinformował nas że lecimy o 12.10, a bording
rozpoczyna się o 11.30. Pytamy co z naszym lotem do Warszawy, każe nam się nie
denerwować. W końcu się doczekaliśmy, zapakowano nas w samolot z bramki nr 6 i
wylecieliśmy z opóźnieniem.
cały dzień świeciło słońce, trudno było uchylić okno tak raziło
Teraz tylko pozostała kwestia przesiadki. Lot miał
trwać 9 godz. 40 minut. W Moskwie mieliśmy wylądować o 19.00. Nasz lot do
Polski miał być o 19.45, teoretycznie więc
mieliśmy szanse, żeby się
przesiąść. Co do bagażu to nie dawaliśmy dużych szans, że poleci z nami. Do
Moskwy przylecieliśmy o 19.15. w kolejce do wyjścia byliśmy pierwsi. Tylko pani
stewardesa kazała wszystkim siadać, coś powiedziała, że pilot informuje
wszystkich o następnych przesuniętych lotach. Tylko, tyle, że po rosyjsku,
czyli nic nie wiemy dalej i tak przeczekaliśmy następny kwadrans. Nasze szanse zmalały
dość mocno. W końcu otworzono drzwi
samolotu, no to biegiem po tych korytarzach. Jeszcze trzeba się przebić przez
kontrolę paszportową i kontrolę bagażu podręcznego. Ostatnio zajęło nam to nam
25 minut. Już widać kontrolę paszportową. Nagle pojawia się jakaś kobieta i
pyta o Warsaw. Skierowała nas do innych okienek. Całą operację odprawy od
wyjścia z samolotu do wejścia do drugiego samolotu zrobiliśmy w 13 minut.
Wszędzie biegiem. To chyba jakiś rekord na Scheremietiewie biorąc pod uwagę, że
pokonaliśmy setki metrów i schody. A potem w samolocie i tak czekaliśmy jeszcze
30 minut na resztę ludzi, którzy z Hanoi lecieli z nami. O 19.30 wylądowaliśmy
w Warszawie. Odebraliśmy bagaże, wzięliśmy taksi i pojechaliśmy taxi do hotelu
Gromada, 1 km od lotniska. Hotel za dojazd zwraca koszty. W sumie to nasz
najdroższy nocleg na trasie 100$.
Ale zmęczenie było duże. Nie mieliśmy żadnego
sensownego połączenia z Poznaniem. Kładliśmy się spać po 21.00. Dla nas była to
już 3.00 w nocy. Za to wstaliśmy skoro
świt śniadanie, taxi do lotniska, kolejką na dworzec i wracamy ECI do Poznania. Pogoda w Polsce to
dla nas na razie abstrakcja. W Warszawie rano przywitała nas jakaś lodowata
mżawka.
Pożegnanie ze stolicą i wracamy do Poznania. Za niedługo podsumujemy
nasz wyjazd.