środa, 30 października 2013

Hanoi - ziemia obiecana



Podróż minęła nadspodziewanie dobrze. Na warszawskim lotnisku postawiono sporo komputerów nazywanych kioskami na których pasażer może się sam odprawić, a następnie w krótszej kolejce zdaje jedynie bagaż.  Przy zdawaniu bagaży przeżyliśmy moment niepewności, gdy pani zapytała nas o wizy do Wietnamu, a my mieliśmy tylko jakieś listy pasażerów przesłane nam przez wietnamskie biuro nazywane promesą. Pani zabrała nam wydruk i pobiegła zapytać koleżanek, bo twierdziła, że takie coś pierwszy raz widzi. Na szczęście koledzy byli bardziej doświadczeni i wyszło ok.
Lot z Moskwy trwał ponad 9h z czego pospaliśmy  może 3h. Drzemki przerywały podawane posiłki.

 Aeroflot - zestaw obiadowy

W celu uatrakcyjnienia momentu startu i lądowania Aeroflot wprowadził transmisję na żywo z kabiny pilota na ekranach LCT w zagłówku każdego z foteli :) W samolocie panowała temperatura komfortowa na sweterek lub dwa. Natomiast wysiadając gdy przechodziliśmy przez business class stwierdziłem, że tu mają ogrzewanie. No cóż znów dałem się nabrać to temperatura z zewnątrz buchała przez drzwi. Już po kilku minutach maszerujemy w krótkich rękawkach :)
 Nastraszeni załatwianiem wiz na lotnisku staliśmy z duszą na ramieniu trzymając już wypełnione formularze wizowe ściągnięte z netu i wypisane jeszcze w pl. Mieliśmy też  wydrukowaną promesę wizową za 9$/1os ze strony wietnamskiego pośrednika. Przeżyliśmy jednak miłe zaskoczenie. Kwestię wiz załatwiliśmy w 15 min. Przed okienkiem stał tłum ludzi z oczami wbitymi w ekran LCD powyżej. Zamiast wywoływać kolejne osoby  łamiąc sobie język, na ekranie pokazywano na szybko zeskanowane zdjęcie paszportowe, a niektóre nazwiska dodatkowo pięknie wypowiadał komputer. W okienku kilka młodych, umundurowanych, sympatycznych pań. Wszystko szło błyskiem nawet jeśli ktoś nie miał zdjęcia do wizy pani wyskakiwała do gościa z aparatem i robiła mu fotkę. Następnie lecimy po bagaż. Już mnie łeb rozbolał od wpatrywania się w karuzelę i rozważałem kwestię wystąpienia do linii z wnioskiem o zaginięcie, ale nagle po 20min jest czerwony plecak Aurelii, a po chwili mój. No to jesteśmy na miejscu;).
W biurze turystycznym na lotnisku –  kupiliśmy od razu bilety na pociąg do Lao Cai na 1.11.13 to pt – weekendy są obłożone i od razu powrotny po 40$ od szt. Razem 160$. Pociąg jest turystyczny czyli same plusy – zobaczymy w realu. A potem przed lotnisko i wsiadamy do busa za 40 000 dongów od osoby (2$). Dla zmylenia kierowcy, żeby nie obwoził nas po hotelach w których ma prowizję powiedzieliśmy, że jedziemy na dworzec kolejowy. Jadąc za oknami oglądamy wielki plac budowy. Jest szaro, buro, pełno kurzu i ogólnie demolka :) Po odwiedzonych krajach nasuwa się stwierdzenie po prostu Azja. Po drodze padało, było pochmurno, parno, ale zanim dojechaliśmy do celu słoneczko wyszło. Temp. ok26st lekki  wiatr, jest bardzo przyjemnie. Dojechaliśmy w niecałą godzinę. Kierowca wysadził nas gdzieś w centrum olewając nas i dworzec. Okazało się jednak, że wszędzie tu blisko.

  w drodze do hotelu reanimacja pachnącym ananasem :)

Na początek relaks,  więc postanowiliśmy zaszaleć hotel Symphony  (22$ za noc w pokoju 2os ze śniadaniem). Jest oczywiście wi-fi  jak wszędzie,klima, lodówka, TV LCD, komputer, sejf i piękna łazienka z ręcznikami i suszarką do włosów ;) 


 Bierzemy szybki prysznic i i w miasto na szybki rekonesans.


tak wygląda praca na zmywaku w Wietnamie - są chętni? ;)


 to nasz obiad i kolacja po lewej ananas z mięskiem super smaczne pałeczkami trzymam gołąbki - prawie takie jak nasze i klopsiki w pomidorach nie mogliśmy tego zjeść porcja 5$

widok z kawiarni Pho Co nad jez. Hoan Kiem


w dobie e-kultury pierwszy raz zakosztowaliśmy e-kawy ;) Zastanawialiśmy się cóż to jest po złożeniu zamówienia. Aurelia była zachwycona jej wyglądem :) Tymczasem po pierwszym łyczku przeszły ją dreszcze i o mało nie spluneła na stolik. "e" oznaczało w tym przypadku egg. Kawa na maksa słodka z gęstą,  grubą warstwą kogla-mogla. Tym razem to ja zakochałem się w kawie :)



Hanoi zalewają potoki motocykli.

hotelowe drapacze ;) - taki charakter budowli wymusza wietnamski system podatkowy

Jutro wycieczka 2 dniowa do zatoki Ha Long będziemy na statku i nie spodziewamy się wi-fi. Tak że odezwiemy się pewnie dopiero 2 listopada.

niedziela, 20 października 2013

Temperatura rośnie



Pozostało nam mniej niż 10 dni do wyjazdu. Czas studiowania relacji i czytania przewodników dobiega końca.  Czujemy, że podopinaliśmy wszystko.  Zapowiada się intensywny miesiąc wakacji.
Na pierwszy ogień pójdzie Północ, czyli słynna zatoka Ha Long z wystającymi z wody niczym smocze zęby wapiennymi turniami  



oraz deszczowe i spowite mgłą góry Ha Giang pokryte tarasami ryżowymi, zamieszkiwane przez plemiona górskie.  
Następnie środek kraju. Hoi An  - słynne kolonialne miasto szewców i krawców oraz wydmy Mui Ne. Posuwając się dalej na południe wpadniemy na sajgonki do Sajgonu i spróbujemy Pangi prosto z Mekongu, a na koniec plaża na wyspie Phu Quoc. To plan w telegraficznym skrócie.  
Kraj jest dość długi i niestety trudny komunikacyjnie. Mamy zamiar skorzystać  z wielu środków transportu - samoloty, koleje, autokary, motocykle, promy i łodzie.

W czasie przygotowań śledzimy bieżące newsy z Wietnamu na portalu  http://vietnamnews.vn/
Wiemy, że mamy za sobą potężny tajfun, który uderzył w środkową część kraju na początku października oraz wielki pogrzeb słynnego generała Vo Nguyen Giapa zmarłego w wieku 102lat nazywanego czerwonym napoleonem, który wyrzucił z Wietnamu Francuzów i Amerykanów . W dżungli odnaleziono człowieka ukrywającego się wraz z synem od czasów wojny, a miasto Hoi An znalazło się na drugim miejscu najlepszych miast dalekiego wschodu wybrane przez czytelników amerykańskiego czasopisma Conde Nast Traveler wyprzedzając Singapore, Bangkok i Hong Kong.
Jest to pośrednio również nasz powód do dumy ponieważ to dzięki staraniom polskiego architekta Kazimierza Kwiatkowskiego kierującego pracami konserwatorskimi w Wietnamie uchroniono piękną postkolonialną zabudowę przed wyburzeniem. Kwiatkowskiemu przypisuje się główną zasługę wpisania Hi An do rejestru zabytków światowego dziedzictwa UNESCO, a w mieście ustawiono mu pomnik :)

Podróż zapowiada się ciekawie, a przygody są nieuniknione. Zapraszamy was do śledzenia naszych relacji od 29 października do 27 listopada. Postaramy się o codzienne aktualizacje.
A przed wyjazdem trzeba  jeszcze opanować Sajgon w domu ;)

PS. tytułowa temperatura rośnie u Aurelii - mamy nadzieję, że to zwykłe przeziębienie.