sobota, 14 czerwca 2014

Podsumowanie

Minęło już trochę czasu i nabraliśmy większego dystansu. Postanowiliśmy więc podsumować całość. Prosimy pamiętajcie, że prezentujemy tu nasze subiektywne odczucia.

Biorąc pod uwagę nasze dotychczasowe doświadczenia podróżnicze Wietnam nie poruszył nas jakoś szczególnie głęboko. Brakowało nam „duszy” w tym kraju. Być może to wpływ wielu lat komunizmu i walki z przejawami religijności. W wiele miejsc wdziera się komercja, co nie dziwi, tyle tylko, że oferowane atrakcje w stylu sztuczne, betonowe góry z windami, upiększające okolicę rzeźby dzinksów, pingwinów lub innych krasnali i obowiązkowe karaoke, niezbędne aby przyciągnąć turystę i wyjąć dolary z jego portfela, rozmijały się z naszymi oczekiwaniami.

Z odwiedzonych miejsc zdecydowanie najbardziej podobała nam się północ kraju (okolice Sapy i Bac Ha), którą mocno polecamy. Uwaga na nachalne przewodniczki, choć bywają też sympatyczne. Pozytywnie zaskoczyło nas Hanoi - ma jednak swój klimacik. Wycieczkę do Ha Long mogliśmy sobie odpuścić. Hoi An jest też perełką, szkoda że przegonił nas Haiyan. Mui Ne i okolice bardzo nam się podobały łącznie z plażą. Można się zastanawiać czy był sens jazdy, aż na Phu Quoc na słynną Long Beach, gdzie z pewnością była czystsza woda tyle, że pełna meduz. Delta Mekongu jest ogromna. Odwiedzone przez nas okolice Vinh Long trochę nas zawiodły. Atrakcją był za to sam pobyt w homestay i poznani sympatyczni towarzysze podróży
.  
Ludzie są na ogół sympatyczni zwłaszcza poza turystycznymi szlakami. Nie ma w nich uprzedzeń do Ameryki. Nie odwiedzając muzeów i szczególnych miejsc pamięci można zapomnieć, że była tu wojna. Ale angielski mają fatalny!


Wietnam jest bardzo dużym krajem i kryje wiele niesamowitych miejsc pozbawionych reklamy czekających na odkrycie, ale najlepiej zrobić to zanim wedrze się tam komercja w stylu azjatyckim czego bardzo Wam życzymy :) 


Kosztorys

- zakup biletów na trasie W-wa – Hanoi – W-wa (Aeroflot) – 2726zł x 2os + 200zł (prowizja biura)     
                                                                                               - 5652zł
- zakup biletu Hanoi-Da Nang (Viet Jet) 87,58$ /2os                     - 276,75zł 
- zakup biletu linii vietjet z Phu Quoc do Sajgonu  78,48$ /2 os     - 247,28zł 
- zakup biletu linii vietjet z Sajgonu do Hanoi  122,48$/ 2os           - 385,91zł 
- zakup promesy wizowej 2 x 9$       + 1 $ opł manipulacyjna        - 58,70zł 
- Ubezpieczenie PZU Wojażer                                                    - 309,60zł
- wiza 1 szt.  45$ za dwie osoby 90$ x 3,05zł =                           - 274,50zł
Suma:                                                                                       7204,74zł

Pozostałe koszty poniesione na miejscu

Na miejscu wydaliśmy 2056$ (28 dni) w tym ok. 300$ pamiątki
2056$ x 3,15 zł = 6476,4 zł
Suma: 7204,74 + 6476,4 = 13681,14zł 

do tego musimy dodać koszty hotelu w Warszawie, przejazdu koleją, zakupów przed wyjazdem typu przewodniki, lekarstwa itp.

Całość ok. 15 000 zł

Tanio nie było :(

czwartek, 28 listopada 2013

Witamy w kraju

Trochę trudne do wyobrażenia sobie, ale już na miejscu. W Hanoi wstaliśmy o 6.00 rano szybko kanapka, pakowanie i  przed 7.00 poszliśmy w kierunku busików na lotnisko. Musieliśmy trochę poczekać, aż zbierze się komplet pasażerów, co chwilę ktoś wysiadał i szedł na taksówkę, nie mogąc czekać dłużej. Było trochę nerwowo w końcu udało się i ruszyliśmy. Po 8.00 byliśmy na lotnisku i od razu poszliśmy po bilety. Poprosiliśmy panią żeby dała nam miejsca z przodu samolotu, ponieważ w Moskwie czas na przesiadkę był ok.  godziny. W końcu czas bordingu się zbliża 9.40 ustawiamy się przy wyznaczonej bramce nr 4. Kolejka jest długa i szeroka i czekamy po ok. 20 minutach przed naszą bramką dochodzi do zamieszania zjawia się wrzeszczący gość z ekipą, że tu go odesłali na samolot do Honk Kongu, a na tablicy jest Moskwa. Po chwili nasza tablica zamigotała i nad bramką znika nasz lot, a wyświetla się lot do Hong Kongu. Niezłe zamieszanie na tablicach informacyjnych w głębi terminalu lot do Moskwy cały czas jest o 9,40 gate nr 4. Dezorientacja całkowita. Nie ma się kogo zapytać latam po wszystkich bramkach i sprawdzam loty. Naszego nie ma. W końcu dorwaliśmy gościa z Aeroflotu, który poinformował nas że lecimy o 12.10, a   bording rozpoczyna się o 11.30. Pytamy co z naszym lotem do Warszawy, każe nam się nie denerwować. W końcu się doczekaliśmy, zapakowano nas w samolot z bramki nr 6 i wylecieliśmy z opóźnieniem. 

 cały dzień świeciło słońce, trudno było uchylić okno tak raziło

Teraz tylko pozostała kwestia przesiadki. Lot miał trwać 9 godz. 40 minut. W Moskwie mieliśmy wylądować o 19.00. Nasz lot do Polski miał być o 19.45, teoretycznie więc  mieliśmy  szanse, żeby się przesiąść. Co do bagażu to nie dawaliśmy dużych szans, że poleci z nami. Do Moskwy przylecieliśmy o 19.15. w kolejce do wyjścia byliśmy pierwsi. Tylko pani stewardesa kazała wszystkim siadać, coś powiedziała, że pilot informuje wszystkich o następnych przesuniętych lotach. Tylko, tyle, że po rosyjsku, czyli nic nie wiemy dalej i tak przeczekaliśmy następny kwadrans. Nasze szanse zmalały dość mocno.  W końcu otworzono drzwi samolotu, no to biegiem po tych korytarzach. Jeszcze trzeba się przebić przez kontrolę paszportową i kontrolę bagażu podręcznego. Ostatnio zajęło nam to nam 25 minut. Już widać kontrolę paszportową. Nagle pojawia się jakaś kobieta i pyta o Warsaw. Skierowała nas do innych okienek. Całą operację odprawy od wyjścia z samolotu do wejścia do drugiego samolotu zrobiliśmy w 13 minut. Wszędzie biegiem. To chyba jakiś rekord na Scheremietiewie biorąc pod uwagę, że pokonaliśmy setki metrów i schody. A potem w samolocie i tak czekaliśmy jeszcze 30 minut na resztę ludzi, którzy z Hanoi lecieli z nami. O 19.30 wylądowaliśmy w Warszawie. Odebraliśmy bagaże, wzięliśmy taksi i pojechaliśmy taxi do hotelu Gromada, 1 km od lotniska. Hotel za dojazd zwraca koszty. W sumie to nasz najdroższy nocleg na trasie 100$. 


Ale zmęczenie było duże. Nie mieliśmy żadnego sensownego połączenia z Poznaniem. Kładliśmy się spać po 21.00. Dla nas była to już  3.00 w nocy. Za to wstaliśmy skoro świt śniadanie, taxi do lotniska, kolejką na dworzec  i wracamy ECI do Poznania. Pogoda w Polsce to dla nas na razie abstrakcja. W Warszawie rano przywitała nas jakaś lodowata mżawka. 



Pożegnanie ze stolicą i wracamy do Poznania. Za niedługo podsumujemy nasz wyjazd.

wtorek, 26 listopada 2013

Goodbye Wietnam



Jutro wracamy do Polski. Ostatni dzień w Hanoi przeznaczyliśmy na zakupy. Jednym z najlepszych rejonów na zrobienie zakupów są ulice położone na pn.  od jeziora Hoan Kiem. 

Wieża Żółwi na jez. Hoan Kiem

Ulice mają wyraźne specjalności. Wszędzie jednak znajdziemy porozrzucane sklepy z pamiątkami. 

Na ulicy Luong Ngoc Quyen przy skrzyżowaniu z Ma May znaleźliśmy fajny sklep z kawą i fachową obsługą. 


 kawa jest mielona na zamówienie, pan starannie oczyścił maszynę przed zmieleniem naszej porcji

Rozczarowały nas zakupy odzieżowe. Chciałem kupić jeansy. Wchodziliśmy do wielu sklepików, ale sprzedawcy nie bardzo byli zainteresowani sprzedażą swojego towaru. Albo nas ignorowali, albo wręcz odmawiali sprzedaży. W wielu sklepikach był problem z przymiarką. Ostatecznie kupiłem jedną parę za 20$.

Dong Xuan Market -  stąd uciekliśmy bardzo szybko, całkowite olanie klienta i do tego straszny ścisk między stoiskami

 typowy obrazek uliczny prawie na każdym skrzyżowaniu widać takie małe kafejki

Asortyment pamiątek jest dość urozmaicony. Szczególnie podobają nam się kolorowe wyroby z laki o ciekawych etnicznych wzorach. 

 wybór trudny, towaru bardzo dużo, chciało by się wykupić połowę sklepu :)

Znaleźliśmy się w pobliżu niesamowicie klimatycznej Pho Co Cafe na ulicy Hang Gai ze świetną e-coffee. Do kawiarenki nie łatwo trafić, ale warto ją znaleźć.

 wnętrza Pho Co Cafe

Szybko zapadają ciemności, choć nie oznacza to, że Hanoi idzie spać ;) kontynuujemy zakupy, choć są one męczące.

Powrót do Hanoi



blog jest wczorajszy znów mieliśmy problemy z łączem
Pobudka dziś o 5.45 szybkie pakowanie, ostatnie śniadanie na tarasie i 7.30 miała przyjechać taksówka zamówiona w biurze wcześniej (koszt 150 tyś. dong 6,5$). Taksówki nie ma, wiec o 7,40 Rafał poszedł monitować brak taksówki do biura. Oczywiście kazali czekać „only few minutes”. No to czekamy i w końcu jest. Do lotniska dojechaliśmy w ciągu 15 minut. Jest to zupełnie nowe  lotnisko, położone na pd. od miasta Duong Dong. I powiem szczerze zrobiło na nas wrażenie swoją świeżością i zupełnie nowym czystym wnętrzem.



Okazało się, że mamy niesamowite szczęście na lotnisku spotkaliśmy się z Zuzanną, którą poznaliśmy wcześniej w Sajgonie, akurat ten weekend spędzała na Phu Quoc  i wracała tym samym lotem co my, siedząc obok nas. 

 żegnamy Phu Quoc

Delta Mekongu z lotu ptaka

 Lot do Sajgonu (1 godz.) minął bardzo szybko wylądowaliśmy po 10.00. Z Sajgonu o 12.40 mieliśmy kolejny lot to Hanoi. Odebraliśmy bagaże i dla pewności podeszliśmy do informacji VietJet-a, aby upewnić się, że z naszym lotem wszystko ok.  Tymczasem poinformowano nas, że nasz lot do Hanoi został przesunięty na godz. 11.00 i o 10,40 zaczyna się bording. Ogółem super :) - zaczął się lekki stres, zanim wydano nam bilety to już 10 minut minęło, potem biegiem na piętro żeby przejść bramki dla bagażu podręcznego. Rafał zapomniał i nie wyjął z niego  multitoola, następne minuty. Multitool został w Sajgonie. A my biegiem do wskazanej bramki nr 3, stoimy, ale nikt nie podchodzi, na tablicy nic się nie wyświetla. W końcu zapytaliśmy ludzi z obsługi o której zacznie się bording do Hanoi, poinformowali nas, że ten lot odprawiany jest  przy bramce nr 6. Świetnie tylko, że na monitorach i na kartach pokładowych napisano gate 3. No i znów biegiem, ale tam na szczęście potężna kolejka więc już uspokojeni  odczekaliśmy swoje i weszliśmy na pokład. 

 Hanoi się zbliża

O 13.00 wylądowaliśmy w Hanoi, lot trwał  1,40 minut. Odebraliśmy bagaże i poszliśmy na bus do centrum 40 tyś. dong/1os. W ciągu godziny dojechaliśmy. No i znów idziemy i szukamy hotelu. W sumie kilka sobie zaznaczyliśmy na naszej mapie gps, ale akurat jakiś zauważyłam po drodze, wiec weszliśmy sprawdzić. Ze wzgl. na bliską odległość od busów na lotnisko zdecydowaliśmy się zostać. Za noc płacimy 16$ bez śniadania. Wychodzimy na szybki obiad i zobaczyć jeszcze  miasto za dnia. Poszliśmy sfotografować  ciasno zabudowaną wąską ulicę na której toczy się normalne życie, jednak ulicą tą nie poruszają się setki motocykli jak wszędzie w Wietnamie, ponieważ jej środkiem przebiegają tory kolejowe z regularnym ruchem kolejowym. Kiedy w uliczkę wpycha się stalowy potwór ludzie zbierają z torów swój dobytek i życie na chwilę zamiera.



Na koniec tego fascynującego dnia poszliśmy do kawiarni obok hotelu na bardzo dobre cappuccino 45tyś dong (2$) i małe co nieco :). 


No i wróciliśmy do hotelu, piszemy sobie  bloga, aż do momentu kiedy poszłam się kąpać. Jakoś wcześniej tego nie dostrzegliśmy. W naszej łazience po ścianach spacerują całe arterie mrówek. Szlak ich zaczyna się gdzieś w połowie naszego łóżka, a następnie trasa biegnie do łazienki. Właśnie pan z obsługi poszedł się z nimi rozprawić zobaczymy na ile skutecznie.

niedziela, 24 listopada 2013

Żegnamy Phu Quoc



Dziś ostatni dzień na rajskich plażach i w zasadzie kończą się nasze wakacje. Jutro rano mamy lot to Hanoi, a potem do kraju. W Hanoi spędzimy co prawda jeszcze 1,5 dnia, ale klimat już zupełnie inny.
Łapiemy więc ostatnie promienie, napełniamy pamięć pięknymi widokami i ładujemy akumulatory do granic. Trzeba jakoś przetrwać naszą szarą rzeczywistość brrr :(




Okupujemy plażowe knajpki popijając soki owocowe, na tym wyjeździe króluje Coconut juice :) , zajadamy spring rollsy.


 ta cała góra to 5 szt jest to mała porcja za 50 tys dong 2,5$

Nie byłbym sobą gdybym nie spróbował kilku ruchów na tutejszych bulderach. Tym bardziej, że leżą na samej plaży i mijamy je codziennie.


Mamy teraz pogodny wieczór więc pijemy karmelową wietnamską kawę na naszym tarasie i obserwujemy gasnące słońce.

 aklimatyzacja do szarości, chwilowo jest szaro i mokro tylko jeszcze nie te temp. ;)

piątek, 22 listopada 2013

Duong Dong

Jest to największe miasteczko na wyspie Phu Quoc. Jest ono oddalone od naszego kurortu ok. 2,5 km. Skorzystaliśmy z podwiezienia przez dwóch motorbik-ów do centrum miasta (30 tyś dong 1,5$/1os.) A potem mały rekonesans.

W mieście są 2 najważniejsze punkty pierwszy to port. Udaliśmy się w jego kierunku. Akurat trafiliśmy na okres dużych zmian i budowy nowego mostu. Teren nie wyglądał zbyt przyjaźnie. 


W końcu doszliśmy do portu.



Przy wejściu do portu znajduje się skała ze stojącą na niej świątynią boga opiekującego się ludźmi morza oraz latarnią morską. Roztacza się z niej piękna panorama portu i nabrzeża. 




Tuż obok znajduje się kolejna świątynia  ze strzegącymi ją posągami lwów. 


Poza małym portem w mieście znajdują się dwa targowiska. Jedno funkcjonuje w dzień i jest typowym miejskim rynkiem z mnóstwem owoców, warzyw, ryb i innych morskich stworzeń. 



Ze wzgl. na całkowite odcięcie od sklepów w naszym kurorcie zakupiliśmy kilka owocków. Ananas 1 szt 14 tyś dong, arbuz za 1kg 10 tyś dong-0,5$, kiść bananów 20 tyś dong 1$, sok z kokosa 10 tyś dong 0,5$.
Drugim targowiskiem jest Night Market, pewnie bardziej pod turystów, niestety w dzień świecił pustkami.
Można tu też znaleźć klimatyczne kawiarenki i odpocząć w cieniu dracen przy wietnamskiej kawie :)


 Poszwędaliśmy się trochę po miasteczku i ruszyliśmy w drogę powrotną tym razem plażą.


  Nadspodziewanie szybko doszliśmy do naszej restauracji na obiad i w tym samym momencie lunął deszcz.