Dziś jak przystało na prawdziwe wakacje w miasto ruszyliśmy
po 13.00. W ciągu 5 godzin przemierzyliśmy ponad 12 km. Pierwszym punktem programu była hinduistyczna
świątynia Mariamman poświęcona bogini mocy.
Następnie udaliśmy się w poszukiwaniu pagody Xa Loi. O mały
włos zobaczylibyśmy pagodę tylko z zewnątrz. Brama wejściowa była
zamknięta. Pojawił się jakiś pan, który
pokazał nam boczne wejście na teren świątyni.
Tym sposobem mogliśmy podziwiać
kolosalny posąg Buddy z brązu.
W świątyni zaczepiła nas buddyjska mniszka, dobrze mówiąca
po angielsku. Zaprosiła nas na godzinną medytację. Dostaliśmy od niej w
prezencie książeczkę historii pagody Xa Loi w języku angielskim. Ładnie się
pożegnaliśmy i popędziliśmy dalej. Strasznie było dziś duszno i akurat na
naszej trasie 0 restauracji. W takim upale człowiek marzy o zimnych napojach,
aż wpadliśmy na budkę z zimną colą (butelka za 9tyś dong - niecałe 0,5$).
Wystarczy zejść z turystycznych szlaków i ceny stają się normalne:). W drodze udało nam się też przegryźć kanapkę z budki za
15 tyś dong (za 2 szt 1,5$). Docieramy do świątyni Jadeitowego Cesarza.
Trudno było się połapać,
który to ten jadeitowy, ale już wiemy :)
Świątynia jest bardzo klimatyczna, jedyny mankament to to,
że w jej bezpośrednim otoczeniu postawiono
wysoki nowoczesny apartamentowiec.
Ostatnie miejsce, które chcieliśmy zobaczyć przed zachodem słońca to port na rzece Sajgon.
Niestety daliśmy radę obejrzeć tylko jego mały fragment .
Vis-a-vis portu stoi przepiękny "Hotel Majestic" doba ok 150$ za pokój dwuosobowy, śniadanie wliczone w cenę - nie jest aż tak drogo ;)
W drodze do hotelu odwiedziłam jeszcze salon kosmetyczny. I za
całe 2 $ poddałam się zabiegowi woskowania pach.
I na koniec pożegnalna kolacja. Oczywiście sajgonki :)
nazywane tu springrollsami 10 szt za 50
tyś. dong(2,5$) do tego sok 25 tyś dong (powyżej 1 $). Jutro rano ruszamy do
Delty Mekongu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz