czwartek, 28 listopada 2013

Witamy w kraju

Trochę trudne do wyobrażenia sobie, ale już na miejscu. W Hanoi wstaliśmy o 6.00 rano szybko kanapka, pakowanie i  przed 7.00 poszliśmy w kierunku busików na lotnisko. Musieliśmy trochę poczekać, aż zbierze się komplet pasażerów, co chwilę ktoś wysiadał i szedł na taksówkę, nie mogąc czekać dłużej. Było trochę nerwowo w końcu udało się i ruszyliśmy. Po 8.00 byliśmy na lotnisku i od razu poszliśmy po bilety. Poprosiliśmy panią żeby dała nam miejsca z przodu samolotu, ponieważ w Moskwie czas na przesiadkę był ok.  godziny. W końcu czas bordingu się zbliża 9.40 ustawiamy się przy wyznaczonej bramce nr 4. Kolejka jest długa i szeroka i czekamy po ok. 20 minutach przed naszą bramką dochodzi do zamieszania zjawia się wrzeszczący gość z ekipą, że tu go odesłali na samolot do Honk Kongu, a na tablicy jest Moskwa. Po chwili nasza tablica zamigotała i nad bramką znika nasz lot, a wyświetla się lot do Hong Kongu. Niezłe zamieszanie na tablicach informacyjnych w głębi terminalu lot do Moskwy cały czas jest o 9,40 gate nr 4. Dezorientacja całkowita. Nie ma się kogo zapytać latam po wszystkich bramkach i sprawdzam loty. Naszego nie ma. W końcu dorwaliśmy gościa z Aeroflotu, który poinformował nas że lecimy o 12.10, a   bording rozpoczyna się o 11.30. Pytamy co z naszym lotem do Warszawy, każe nam się nie denerwować. W końcu się doczekaliśmy, zapakowano nas w samolot z bramki nr 6 i wylecieliśmy z opóźnieniem. 

 cały dzień świeciło słońce, trudno było uchylić okno tak raziło

Teraz tylko pozostała kwestia przesiadki. Lot miał trwać 9 godz. 40 minut. W Moskwie mieliśmy wylądować o 19.00. Nasz lot do Polski miał być o 19.45, teoretycznie więc  mieliśmy  szanse, żeby się przesiąść. Co do bagażu to nie dawaliśmy dużych szans, że poleci z nami. Do Moskwy przylecieliśmy o 19.15. w kolejce do wyjścia byliśmy pierwsi. Tylko pani stewardesa kazała wszystkim siadać, coś powiedziała, że pilot informuje wszystkich o następnych przesuniętych lotach. Tylko, tyle, że po rosyjsku, czyli nic nie wiemy dalej i tak przeczekaliśmy następny kwadrans. Nasze szanse zmalały dość mocno.  W końcu otworzono drzwi samolotu, no to biegiem po tych korytarzach. Jeszcze trzeba się przebić przez kontrolę paszportową i kontrolę bagażu podręcznego. Ostatnio zajęło nam to nam 25 minut. Już widać kontrolę paszportową. Nagle pojawia się jakaś kobieta i pyta o Warsaw. Skierowała nas do innych okienek. Całą operację odprawy od wyjścia z samolotu do wejścia do drugiego samolotu zrobiliśmy w 13 minut. Wszędzie biegiem. To chyba jakiś rekord na Scheremietiewie biorąc pod uwagę, że pokonaliśmy setki metrów i schody. A potem w samolocie i tak czekaliśmy jeszcze 30 minut na resztę ludzi, którzy z Hanoi lecieli z nami. O 19.30 wylądowaliśmy w Warszawie. Odebraliśmy bagaże, wzięliśmy taksi i pojechaliśmy taxi do hotelu Gromada, 1 km od lotniska. Hotel za dojazd zwraca koszty. W sumie to nasz najdroższy nocleg na trasie 100$. 


Ale zmęczenie było duże. Nie mieliśmy żadnego sensownego połączenia z Poznaniem. Kładliśmy się spać po 21.00. Dla nas była to już  3.00 w nocy. Za to wstaliśmy skoro świt śniadanie, taxi do lotniska, kolejką na dworzec  i wracamy ECI do Poznania. Pogoda w Polsce to dla nas na razie abstrakcja. W Warszawie rano przywitała nas jakaś lodowata mżawka. 



Pożegnanie ze stolicą i wracamy do Poznania. Za niedługo podsumujemy nasz wyjazd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz