blog jest wczorajszy znów mieliśmy problemy z łączem
Pobudka dziś o 5.45 szybkie pakowanie, ostatnie śniadanie na
tarasie i 7.30 miała przyjechać taksówka zamówiona w biurze wcześniej (koszt
150 tyś. dong 6,5$). Taksówki nie ma, wiec o 7,40 Rafał poszedł monitować brak
taksówki do biura. Oczywiście kazali czekać „only few minutes”. No to czekamy i
w końcu jest. Do lotniska dojechaliśmy w ciągu 15 minut. Jest to zupełnie
nowe lotnisko, położone na pd. od miasta
Duong Dong. I powiem szczerze zrobiło na nas wrażenie swoją świeżością i
zupełnie nowym czystym wnętrzem.
Okazało się, że mamy niesamowite szczęście na lotnisku
spotkaliśmy się z Zuzanną, którą poznaliśmy wcześniej w Sajgonie, akurat ten
weekend spędzała na Phu Quoc i wracała
tym samym lotem co my, siedząc obok nas.
żegnamy Phu Quoc
Delta Mekongu z lotu ptaka
Lot do Sajgonu (1
godz.) minął bardzo szybko wylądowaliśmy po 10.00. Z Sajgonu o 12.40 mieliśmy
kolejny lot to Hanoi. Odebraliśmy bagaże i dla pewności podeszliśmy do
informacji VietJet-a, aby upewnić się, że z naszym lotem wszystko ok. Tymczasem poinformowano nas, że nasz lot do
Hanoi został przesunięty na godz. 11.00 i o 10,40 zaczyna się bording. Ogółem
super :) - zaczął się lekki stres, zanim wydano nam bilety to już 10 minut
minęło, potem biegiem na piętro żeby przejść bramki dla bagażu podręcznego.
Rafał zapomniał i nie wyjął z niego multitoola, następne minuty. Multitool został
w Sajgonie. A my biegiem do wskazanej bramki nr 3, stoimy, ale nikt nie
podchodzi, na tablicy nic się nie wyświetla. W końcu zapytaliśmy ludzi z
obsługi o której zacznie się bording do Hanoi, poinformowali nas, że ten lot
odprawiany jest przy bramce nr 6.
Świetnie tylko, że na monitorach i na kartach pokładowych napisano gate 3. No i
znów biegiem, ale tam na szczęście potężna kolejka więc już uspokojeni odczekaliśmy swoje i weszliśmy na pokład.
Hanoi się zbliża
O 13.00 wylądowaliśmy w Hanoi, lot trwał 1,40 minut. Odebraliśmy bagaże i poszliśmy na
bus do centrum 40 tyś. dong/1os. W ciągu godziny dojechaliśmy. No i znów
idziemy i szukamy hotelu. W sumie kilka sobie zaznaczyliśmy na naszej mapie
gps, ale akurat jakiś zauważyłam po drodze, wiec weszliśmy sprawdzić. Ze wzgl.
na bliską odległość od busów na lotnisko zdecydowaliśmy się zostać. Za noc
płacimy 16$ bez śniadania. Wychodzimy na szybki obiad i zobaczyć jeszcze miasto za dnia. Poszliśmy sfotografować ciasno zabudowaną wąską ulicę na której toczy
się normalne życie, jednak ulicą tą nie poruszają się setki motocykli jak
wszędzie w Wietnamie, ponieważ jej środkiem przebiegają tory kolejowe z
regularnym ruchem kolejowym. Kiedy w uliczkę wpycha się stalowy potwór ludzie
zbierają z torów swój dobytek i życie na chwilę zamiera.
Na koniec tego fascynującego dnia poszliśmy do kawiarni obok
hotelu na bardzo dobre cappuccino 45tyś dong (2$) i małe co nieco :).
No i wróciliśmy do hotelu, piszemy sobie bloga, aż do momentu kiedy poszłam się kąpać. Jakoś
wcześniej tego nie dostrzegliśmy. W naszej łazience po ścianach spacerują całe
arterie mrówek. Szlak ich zaczyna się gdzieś w połowie naszego łóżka, a
następnie trasa biegnie do łazienki. Właśnie pan z obsługi poszedł się z nimi
rozprawić zobaczymy na ile skutecznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz