wtorek, 26 listopada 2013

Powrót do Hanoi



blog jest wczorajszy znów mieliśmy problemy z łączem
Pobudka dziś o 5.45 szybkie pakowanie, ostatnie śniadanie na tarasie i 7.30 miała przyjechać taksówka zamówiona w biurze wcześniej (koszt 150 tyś. dong 6,5$). Taksówki nie ma, wiec o 7,40 Rafał poszedł monitować brak taksówki do biura. Oczywiście kazali czekać „only few minutes”. No to czekamy i w końcu jest. Do lotniska dojechaliśmy w ciągu 15 minut. Jest to zupełnie nowe  lotnisko, położone na pd. od miasta Duong Dong. I powiem szczerze zrobiło na nas wrażenie swoją świeżością i zupełnie nowym czystym wnętrzem.



Okazało się, że mamy niesamowite szczęście na lotnisku spotkaliśmy się z Zuzanną, którą poznaliśmy wcześniej w Sajgonie, akurat ten weekend spędzała na Phu Quoc  i wracała tym samym lotem co my, siedząc obok nas. 

 żegnamy Phu Quoc

Delta Mekongu z lotu ptaka

 Lot do Sajgonu (1 godz.) minął bardzo szybko wylądowaliśmy po 10.00. Z Sajgonu o 12.40 mieliśmy kolejny lot to Hanoi. Odebraliśmy bagaże i dla pewności podeszliśmy do informacji VietJet-a, aby upewnić się, że z naszym lotem wszystko ok.  Tymczasem poinformowano nas, że nasz lot do Hanoi został przesunięty na godz. 11.00 i o 10,40 zaczyna się bording. Ogółem super :) - zaczął się lekki stres, zanim wydano nam bilety to już 10 minut minęło, potem biegiem na piętro żeby przejść bramki dla bagażu podręcznego. Rafał zapomniał i nie wyjął z niego  multitoola, następne minuty. Multitool został w Sajgonie. A my biegiem do wskazanej bramki nr 3, stoimy, ale nikt nie podchodzi, na tablicy nic się nie wyświetla. W końcu zapytaliśmy ludzi z obsługi o której zacznie się bording do Hanoi, poinformowali nas, że ten lot odprawiany jest  przy bramce nr 6. Świetnie tylko, że na monitorach i na kartach pokładowych napisano gate 3. No i znów biegiem, ale tam na szczęście potężna kolejka więc już uspokojeni  odczekaliśmy swoje i weszliśmy na pokład. 

 Hanoi się zbliża

O 13.00 wylądowaliśmy w Hanoi, lot trwał  1,40 minut. Odebraliśmy bagaże i poszliśmy na bus do centrum 40 tyś. dong/1os. W ciągu godziny dojechaliśmy. No i znów idziemy i szukamy hotelu. W sumie kilka sobie zaznaczyliśmy na naszej mapie gps, ale akurat jakiś zauważyłam po drodze, wiec weszliśmy sprawdzić. Ze wzgl. na bliską odległość od busów na lotnisko zdecydowaliśmy się zostać. Za noc płacimy 16$ bez śniadania. Wychodzimy na szybki obiad i zobaczyć jeszcze  miasto za dnia. Poszliśmy sfotografować  ciasno zabudowaną wąską ulicę na której toczy się normalne życie, jednak ulicą tą nie poruszają się setki motocykli jak wszędzie w Wietnamie, ponieważ jej środkiem przebiegają tory kolejowe z regularnym ruchem kolejowym. Kiedy w uliczkę wpycha się stalowy potwór ludzie zbierają z torów swój dobytek i życie na chwilę zamiera.



Na koniec tego fascynującego dnia poszliśmy do kawiarni obok hotelu na bardzo dobre cappuccino 45tyś dong (2$) i małe co nieco :). 


No i wróciliśmy do hotelu, piszemy sobie  bloga, aż do momentu kiedy poszłam się kąpać. Jakoś wcześniej tego nie dostrzegliśmy. W naszej łazience po ścianach spacerują całe arterie mrówek. Szlak ich zaczyna się gdzieś w połowie naszego łóżka, a następnie trasa biegnie do łazienki. Właśnie pan z obsługi poszedł się z nimi rozprawić zobaczymy na ile skutecznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz