piątek, 8 listopada 2013

Hoi An – poznajemy miasto



Budzimy się mokrzy  jak to w tropikach. Wita nas słoneczny i upalny dzień. Natychmiast uruchamiamy wentylator i dopiero wtedy jest czym oddychać. Zjadamy skromne, ale dobre śniadanie w hotelu za 3$/os zestaw. I maszerujemy do centrum. Już po drodze mijamy sklepy krawieckie oraz obuwnicze co nie pozostawia wątpliwości co jest specjalnością miasta.

 podglądnięte z kawiarni, sprzedawcy nie pałają entuzjazmem jak widzą paparazzi

to przy tej kawie i lassi bananowym - (2,5$ za sztukę) robimy zdjęcia pobliskim sklepikom :)


 trudno sie zdecydować, który jest najładniejszy, w związku z tym kupimy kilka :)

Uliczki stają się wyraźnie węższe, a ruch ograniczony do rowerów i motocykli. 


 A to opcja dla znużonych upałem


wymarzone miejsce na sesją ślubną :)

Wkraczamy właśnie w najbardziej urokliwą część miasta. W promieniach słońca ze swoją oryginalną kolonialną niską zabudową w kolorze żółtym, wąskimi uliczkami oraz zamuloną rzeką i łodziami robi niesamowite wrażenie. Szczególnie na tle błękitnego nieba ze wszech porastającą roślinnością.

rzeka  Thu Bon


 Wiele ścian z powodu intensywnej wilgotności porastają mchy i grzyby. Przemieszczamy się uliczkami bez wyraźnego celu. Nie trudno natrafić tu na słynny most japoński czy pomnik naszego rodaka o którym wspominaliśmy http://wietnam2013.blogspot.com/2013/10/temperatura-rosnie.html .

 powstał w XVII budowę mostu przypisuje się japońskiej społeczności

 pomnik Kazimierza Kwiatkowskiego
 W końcu w biurze informacji turystycznej kupiliśmy bilety złożone z 5 kuponów 120tyś dong (6$)/1os uprawniające do zwiedzenia 5 miejscowych atrakcji. Wyszukujemy je więc mając w ręce niezbyt precyzyjną mapkę dołączoną do biletu. Zwiedzamy bogato zdobione świątynie Chińskie oraz dawny dom mieszkalny. 


 

 

Powoli zaczyna doskwierać nam upał. Zbliża się pora obiadowa. Postanawiamy spróbować ulicznego jedzenia wprost z chodnika. Wieprzowe szaszłyczki z grilla zawijane w lepki papier ryżowy wraz z zieleniną ogórkami i miętą oraz sosem chili. Zostaliśmy poinstruowani jak je przyrządzać. 1szt = 0,5$. Smakują bardzo dobrze jednak aby się najeść musimy zjeść co najmniej 4-5 szt. 


Następnie wpadamy do hotelu na krótki odpoczynek. I tu miła niespodzianka. Pani z recepcji wręcza nam pranie oddane wczorajszego wieczora. Jest czyste i pachnące (1kg za 1,25$).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz