niedziela, 3 listopada 2013

Odpust w Bac Ha



Dziś niedziela i jak co tydzień w miejscowości Bac Ha organizowane jest targowisko. Jest ono najbardziej znanym i najliczniej odwiedzanym bazarem w regionie.  Jest większe niż w Sapie i nadal wydaje się dość autentyczne mimo ściągających tu licznie turystów.
Wycieczkę wykupiliśmy w hotelu za 12$/os. Wyruszyliśmy busikiem  zapełnionym ludźmi z różnych hoteli o 7:30 rano. Do pokonania mieliśmy 100km. Nasz busik z mozołem wdrapywał się na górskie serpentyny. Cały przejazd trwał 3h. W tym czasie nie zabrakło przystanku na siusiu oraz dodatkowej atrakcji – wymiany koła w naszym wehikule. W pewnym momencie załadowanym  ludźmi  i bagażami busikiem wjechaliśmy na jakieś podwórko warsztatowe. Wszyscy popatrzyli na siebie z wątpliwościami o co chodzi? Nikt nie opuszczał samochodu pod który podstawiono podnośnik i po kilku chwilach mieliśmy zmienione koło. Może to nie była F1, ale zrobiło wrażenie :)
Na szwędanie się po targowisku przeznaczono dla nas 2,5h. Jest tu bardzo kolorowo, skojarzyło nam się od razu z odpustem, głównie dzięki strojom góralek, ale też sprzedawanym towarom.


 Jest część z ubraniami, torebkami, zabawkami są stoiska serwujące przekąski jak na każdym targu w Wietnamie. 



A tu dokument z naszych kulinarnych podbojów w Wietnamie. za chwilę podano nam słynną zupę pho z makaronem, mięsem i przyprawami. Smakowała całkiem nieźle jak rosół, mięso było twardawe. Po zakończeniu zupki powstał problem związany z kwotą do zapłacenia. zamiast 3.000 dongów, musieliśmy zapłacić 3$. Takie lekkie niedomówienie.

Jest sektor warzywno-owocowy z tym, że nie kupimy tu jabłek, ziemniaków czy pomidorów, ale banany, grejpfruty, trzcinę cukrową i wiele innych egzotyków. 


 Dział mięsny jak zwykle nas rozbraja zapachami i widokami – dominują świńskie ryje, ale dostrzegamy również węże. W końcu trafiamy na plac gdzie odbywa się handel żywym zwierzem. Były świnie, kury, indyki z największym smutkiem oglądaliśmy sympatyczne pieski mając świadomość jaki czeka je los :( 



Na niewielkim wzniesieniu odbywał się handel bydłem. Wielkie rogate zwierzęta robią duże wrażenie. Przemykając  między nimi uważaliśmy szczególnie na ich zady, żeby nie czyścić potem ubrań z przetworzonej biomasy ;)


Po przejściu kolejnych kilkunastu metrów trafiliśmy na sekcję fryzjerską, gdzie zostałem napadnięty przez żądnych klientów golarzy ;) walkę toczyli jednak między sobą obniżając stawki w końcu przy stawce 1,5$ dałem za wygraną. 

  efekt końcowy :)

Nasz czas na zwiedzanie targowiska dobiegał końca. Zebraliśmy się w busiku, ale to nie koniec atrakcji. Organizatorzy zabrali nas jeszcze na zwiedzanie pobliskiej wioski. Było to ciekawe doświadczenie tym bardziej, że nie wyglądało to na pokaz przebierańców tylko prawdziwe życie. 


 

Po raz kolejny zasiedliśmy w busiku i ok. 13:50 ruszyliśmy w drogę powrotną do Sapy z postojem w Lao Cai oczywiście.  O godzinie 17:15 wylądowaliśmy w Sapie. Był to kolejny dzień pełen wrażeń.


Na koniec typowa wietnamska kawa na dno szklanki wlewają skondensowane słodzone mleko, a z filtra z góry kapie powolutku kawa. Całość zanurzona jest w miseczce z gorącą wodą. Koneserom słodyczy smakowała by bardzo, trochę przypomina gorzką czekoladę z posmakiem toffi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz